Close
Swoje pierwsze zbiory pamięta się do końca życia

Swoje pierwsze zbiory pamięta się do końca życia

20 osób, jeden traktor, 10 godzin, pełne słońce i ponad 4 500 kg zebranych winogron. Nawet jeśli nie ukąsił cię wąż, nie masz poparzeń, pociętych rąk i nikt nie zemdlał z odwodnienia, ten dzień przechodzi do historii!

Winobranie w Australii

W Australii Południowej zbiory winogron rozpoczynają się w lutym i trwają cały marzec. Każdy region winiarski ma swoją specyfikę, choć są oddalone od siebie czasem tylko o kilkadziesiąt kilometrów. W wielkim uproszczeniu – im zimniejszy kawałek Australii, tym zbiory zaczynają się później.

Różnice w temperaturach, zwłaszcza nocą mogą być naprawdę znaczne. Jadąc o zmierzchu samochodem i obserwując termometr, aż trudno uwierzyć, że się nie popsuł. Kiedy przychodzi chłodniejszy front, nawet w środku lata, w Adelaide Hills temperatura może spaść do 10 stopni, a kilka kilometrów dalej, w Eden Valley nawet do 7–8 stopni! Biorąc pod uwagę, że australijskie domy nie mają ogrzewania, bywa rześko.

To właśnie jedna z tajemnic świeżego, aż chrupiącego smaku win z tej części świata. W dzień słońce jest tu niewiarygodnie mocne. Kiedy zachodzi, szybko robi się dużo chłodniej, a natura odżywa. Słodko-miętowy zapach eukaliptusów, kwiatów i ziół, czyli aromatów dobrze nam znanych z australijskich win, jest wtedy najmocniejszy.

Ręcznie czy mechanicznie?

Zbiory zawsze zaczynają się o świcie, bez względu na sposób zbierania owoców – ręczny lub mechaniczny. Opinie o przewadze jednego nad drugim są podzielone. Wiele zależy od wielkości winnicy i ceny wina, jakie powstaje z danych owoców. Najwięksi producenci i ci średni, którzy produkują wina na co dzień, coraz otwarciej mówią o zaletach zbiorów mechanicznych. Nowoczesne maszyny zbierają szybko i delikatnie. Rozpoczynając zbiory o świcie, można zakończyć cały proces przed największymi upałami. Winogrona nie są zmęczone, a po zebraniu w ciągu godziny trafiają do winiarni, co ma ogromne znaczenie zwłaszcza w przypadku białych win, które pod swoim ciężarem mogłyby zacząć pękać w trakcie oczekiwania na transport.

Butikowi producenci i twórcy najdroższych win wciąż ogromną wagę przywiązują do zbiorów ręcznych. Nikogo jednak nie powinna zmylić romantyczno-filmowa wersja winobrania. To ciężka praca, a nie piknik. W Australii przy zbiorach zatrudniane są profesjonalne ekipy, wyspecjalizowane w pracach rolnych. Mówi się, że w najgorętszym momencie sezonu wcale niełatwo jest znaleźć taką grupę. Poza tym ludzie boją się pająków i węży. Ja nie daję się wystraszyć i postanawiam jeden dzień spędzić w winnicy słynącej z fantastycznego shiraza.

Zbiory w Eden Valley

Mój dzień w Eden Valley zaczyna się o 7 rano (nie licząc dwugodzinnej drogi). Wreszcie mam okazję na własne oczy zobaczyć wschód słońca, gdy australijskie bezkresne przestrzenie zalewa pomarańczowe światło, ziemia robi się jeszcze bardziej czerwona, a pola aż płoną od słomkowego koloru suchych traw. Zapach jest tak intensywny, jakby ktoś otworzył drzwi do marokańskiego sklepu z przyprawami. Onieśmielającą ciszę przerywają tylko ogromne białe papugi, ogłaszające całemu światu, że wstał nowy dzień. Są naprawdę głośne. Kiedy wzrok przyzwyczaja się do światła, dostrzegam innych mieszkańców winnicy – kangury i mnóstwo królików bacznie obserwujących nadjeżdżających ludzi. Winorośla to ich codzienna kryjówka przed palącym słońcem, oaza zieleni. Nie zamierzają z niej rezygnować i przez cały dzień kręcą się w pobliżu. Wiedzą, że za kilka godzin znów zostaną tu same.

Na miejsce przyjeżdża 20 osób. Wszyscy są tak szczelnie ubrani, że trudno dostrzec twarze – kapelusze ze specjalną ochroną szyi, długie spodnie, chusty na twarzy, wysokie robocze buty, rękawice robią wrażenie. Po trzech godzinach już rozumiem, czemu. Słońce jest coraz wyżej i choć to pierwsze dni jesieni, czuję, jak niemiłosiernie pali. Nie pomaga nawet postawiony kołnierz koszuli z długim rękawem. Promienie ślizgają się po karku, wykorzystując każdą szparę. Na szczęście mam krem z filtrem 50+ i spodnie, które zachodzą na robocze buty do kostki.

Instrukcje są proste:

  • Nie wchodź w wysoką trawę, bo to terytorium węży (nawet jeśli ich nie widać, zawsze są gdzieś w pobliżu).
  • Wiadro na winogrona stawiaj przed sobą i przesuwaj nogą, żeby nie marnować energii i czasu na schylanie się (nie reagujesz na pajęczyny, a w razie spotkania z wężem nie panikuj, nie krzycz, nie ruszaj się, tylko zastygasz w miejscu i czekasz, aż zagrożenie minie).
  • Kiście obcinaj ręcznie lub za pomocą sekatora.
  • Lepiej być dokładnym – upuszczenie winogron oznacza, że trzeba się schylić. Koło południa dla niewprawionych to już wyczyn.
  • W jednym rzędzie pracuje siedem-osiem osób podzielonych na dwie strony, więc ty zajmujesz się tylko swoją. Uffffff. Ale i tak czasem owoce potrafią się schować pod liśćmi albo poplątać, więc czujność trzeba zachowywać cały czas. Wyłącznie od twojej koordynacji zależy, czy nie przetniesz sobie palca.
  • Kobiety pracują równo z mężczyznami. Pod czapkami i chustami zakrywającymi twarz trudno rozpoznać kto jest kim. Ale mężczyźni mówią więcej, żartują, komentują. Kobiety za to chętniej nucą, zwłaszcza jeśli ktoś włączy muzykę.
  • Kiedy wiadro zaczyna być pełne, jeden z mężczyzn podmienia je na puste. Czasem ktoś przede mną pomaga też oberwać liście z winorośli, by łatwiej było dostrzec kiście.
  • Przerwy są dwie – jedna na herbatę, kawę, druga na lunch. Obydwie za krótkie.
  • Około godziny 17 zbiory dobiegają końca. Czas upływa błyskawicznie. Nie wiem, jak cała ekipa to robi, ale im dłużej pracują, tym szybciej im to idzie. W jakimś momencie mam wrażenie, że traktor nie nadąża zabierać owoców w ogromnych skrzyniach, do których wrzuca się wypełnione wiadra. Ja zwalniam, a wszystko wokół mnie dzieje się w przyspieszonym tempie.

Pierwsze zbiory?

Pierwsze zbiory? – pyta ktoś ze zrozumieniem. Nie da się ukryć – odpowiadam sobie w myślach , biorąc głęboki oddech. Pleców już dawno nie czuję, buty ważą tonę. Nie sposób się powstrzymać przed zjedzeniem choć kilku gron. Mhm, teraz wiem, jak smakuje lato! Jesteśmy pod takim wrażeniem smaku winogron, że od razu dopytujemy o dalsze losy viognier. Okazuje się, że mamy dobre oko. W tym roku [2019] viognier jest wybitny, więc można myśleć nie tylko o blendowaniu go z shirazem, ale także o zrobieniu słodkiego, deserowego wina o zachwycającym głębokim smaku egzotycznych owoców, zaakcentowanych zapachem słodkich białych kwiatów.

To prawda, że swoje pierwsze zbiory pamięta się do końca życia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Close